Malkontent spotyka wolontariusza


Autor: Aleksandra Kolasiewicz

pencil My- ludzie młodzi, piękni, zdrowi, aktywni… Kwiat polskiej młodzieży. Abstrahując od wielkich tragedii, mamy jednak tendencje do wiecznego malkontenctwa. Źle się dzieje bowiem, kiedy nie zdołamy wyskrobać 7 zł na piwo przy barze. Ba, jeszcze gorzej, kiedy nie zaliczymy kolokwium czy klasówki, a wykładowca po raz wtóry powtórzy znienawidzone przez masy- „Musi Pan/i to poprawić”. Narzekamy, marudzimy, kiwamy nosem. Czas najwyższy uświadomić sobie jednak, że jedno piwo mniej czy jedna zarwana noc przeznaczona na naukę nie są w stanie równać się z prawdziwymi ludzkimi tragediami. W obliczu takich właśnie pojawia się czasem iskra nadziei- wolontariusz.

Godzina siódma. Budzik. Drzemka. Kiedy próbujesz wyłączyć głośny alarm nagle okazuje się, że jest już dwadzieścia po i w zasadzie spóźniasz się na pierwsze zajęcia. Jest źle. Toster odmawia posłuszeństwa, z kranu nie leci ciepła woda. Mamy wielki problem i pretensje do całego świata. Podczas gdy snujemy w myślach elaboraty o naszej niedoli, jedna z wolontariuszek siedzi zaspana w tramwaju zmierzającym w stronę centrum dogoterapii. Za minut kilka wysiądzie, by spotkać się z dziećmi niepełnosprawnymi zarówno ruchowo, jak i intelektualnie. Kiedy uśmiechnie się do małego Jasia, a ten uśmiechając się równie szeroko powie- „Dobrze, że jesteś”, nasza wolontariuszka w okamgnieniu zapomni, iż budzik tego poranka nie był dla niej litościwy.

pencil Korki uliczne zaskakują nas codziennie między piętnastą a szesnastą. To wtedy właśnie zmęczeni wracamy ze szkół, z uczelni. Złośliwość losu powoduje, że nie dojedziemy jednak na zasłużony obiad planowo, a ze sporym poślizgiem, zdziwieni, zmartwieni, zdenerwowani, źli. Kolejna wolontariuszka też jedzie tramwajem. Też się spieszy, został jej bowiem tylko kwadrans do umówionego dyżuru w dziecięcym hospicjum. Nerwowo patrzy na zegarek, w myślach kreując już dowcipy i scenki, które niebawem przedstawi w stroju clowna. Kiedy zaczyna swój dyżurowy rytuał, z pomponem na nosie i w barwnym odzieniu zabawiając dzieci i widząc radość w ich oczach, w niepamięć idzie myśl o dokuczliwym głodzie, zaległym kolokwium czy kończącym się terminie „sieciówki”.

Siedemnasta. Najedzeni zasiadamy przed komputerem z zamiarem obejrzenia kolejnego odcinka naszego ulubionego serialu. Problemy z połączeniem internetowym lub brak aktualizacji na serialowej stronie doprowadzają nas do szewskiej pasji, tak też klniemy jak szewc. To problem wielkiej wagi… Ale czy na pewno? O siedemnastej, tak o tej samej siedemnastej, inny wolontariusz wychodzi ze swojego domu, rezygnując z uciech audiowizualnych. Z anglojęzycznymi materiałami zmierza do swojego podopiecznego, któremu za parę chwil będzie udzielał korepetycji. Kiedy otworzy mu wesoły szóstoklasista i zakrzyknie u progu, że dostał z klasówki czwórkę, a nie tak jak zwykle jedynkę, naszemu wolontariuszowi zrobi się niezmiernie miło. W duchu przyzna także, że to lepsze niż niejedna hollywoodzka produkcja.

W końcu, po wielkich trudach i znoju, zjadamy smaczny obiad i udaje nam się ściągnąć kolejny odcinek serialowego tasiemca. Nauka? Może poczekać. Na naszych wolontariuszy też, ponieważ wieczorową porą, po tym, jak spełnią już swoją misję, mogą odebrać pewnego rodzaju nagrodę za swój cenny czas i poświęcenie. Zazwyczaj wieczorem właśnie spotykają się na różnorakich szkoleniach psychologicznych czy biznesowych, migają do siebie nowopoznane zdania w języku migowym na kursie owego właśnie. Radości co niemiara!

pencil Kładąc się spać każdy wolontariusz poczuje zadowolenie. Być może zacznie też snuć refleksje nad tym, co go spotkało danego dnia i co go spotkać może następnego? Nie warto narzekać. Warto pomagać i pazernie korzystać z udzielania takiej pomocy. Korzystać z doświadczenia, jakie oferują kontakty z różnymi ludźmi, których los niestety nie rozpieszcza w szczęśliwe życiowe scenariusze. I móc odnaleźć się w każdej sytuacji, z której wychodzi się obronną ręką, a nie z miną zniesmaczonego klęską malkontenta.